Cześć! Nasz urodzinowy konkurs nadal trwa. Wciąż można wziąć w nim udział. Jeżeli ktoś jeszcze nie widział konkursowej notki, to podaję link. [klik] Czeka tam na Was kilka niebanalnych zagadek oraz wisienka na torcie - zadanie główne. Jeszcze mnóstwo czasu. Bawimy się do 28.11.2020 r. Więcej informacji w powyższym linku. Zapraszamy! :)
Bardzo przepraszam za drobne zaległości, jeśli chodzi o posty, ale natłok pracy daje w kość i ciężko wygospodarować czas na blogosferę. Postaram się jednak wszystko wyprostować. Pozdrawiam serdecznie i cieplutko. A teraz prezentuję ostatnio dodane posty na Waszych blogach.
Mark nie chciał nawet zastanawiać się nad prawdziwością wypowiedzianych przez jego rozmówcę słów. Wiedział, że nie ma takiej możliwości, by jego rodzice zrobili coś tak potwornego, aczkolwiek niepokoiła go pewność z jaką Hope próbował mu to wmówić.
- Skąd możesz wiedzieć coś takiego? – zapytał z lekko przestraszoną miną.
- Powiedziała mi to kilka godzin przed śmiercią – wyznał Hope.
Resztki spokoju, które zachował Mark wyparowały. Bariera stojąca na drodze nieprzychylnym myślom w jego głowie pękła.
- Niemożliwe… - wymamrotał.
Na twarzy młodzieńca obojętność zmieszała się z gniewem.
- Była całkiem sama, w tym okrutnym świecie nie mogła liczyć nawet na swojego brata, a marzyła tylko o miłości, wyobraź sobie jak musiała się czuć, co musiała przeżyć… - mówił, czując jak mężczyznę powoli zaczyna zżerać poczucie winy. – A ty myślałeś, że żyjesz w szczęśliwej rodzinie z czarną owcą bez sekretów, a w rzeczywistości, w czasie bycia przez ciebie w błogiej nieświadomości, twoi rodzice dopuszczali się tak haniebnych czynów, tuż przed twoim nosem…
Mark obiema rękami złapał się za głowę, a po wyrazie twarzy było widać, że nie jest z nim za dobrze.
Spirala szaleństwa
Zen przyniósł do salonu starannie porąbane kawałki drewna i spoglądając na młodzieńca, zaczął wkładać je do kominka.
- Nigdy nie widziałem żebyś płakał…
Czarnowłosy przez chwilę milczał, wsłuchując się w trzaski iskier i strzelanie płomieni.
- Przepraszam… nie mogłem tego powstrzymać.
- A czemu miałbyś? – odparł mężczyzna, siadając na jednym z krzeseł. – Każdy w swoim życiu ma momenty, w których chce mu się płakać, to normalne, po prostu trochę mnie zaskoczyłeś – stwierdził.
Obaj patrzyli w ogień, jakby to właśnie stamtąd czerpali inspirację do wypowiadania kolejnych słów.
- Krzyczałeś przez sen, wyglądałeś jakbyś naprawdę cierpiał… - oznajmił Zen.
- … Przyśniło mi się coś przerażającego, prawdziwy koszmar… - odpowiedział Hope, łapiąc się jedną ręką za głowę i mając w pamięci to, co jeszcze przed chwilą wydawało się rzeczywistością.
- Nic dziwnego, koszmary zawsze towarzyszą ludziom, którzy doznali piekła. Próbują ich dobić, może dlatego, że takich ludzi się obawiają…
- Zastanawiam się, czy kiedyś przestaną…
Czyściec
Życie jest piękne. Nie ma rzeczy niemożliwych. Wszyscy jesteśmy wolni i równi…
Gdy Hope odzyskał przytomność, stał się częścią najbardziej plugawego koszmaru, jakiego kiedykolwiek doświadczył człowiek.
Strumienie krwi wściekle spływały po czarnych stołach, a następnie leniwie zalewały bezdenną podłogę, w której po niedługim czasie znikały bez najmniejszego śladu.
Czarne topory opadały z powietrza prosto na ciała ofiar, odcinając poszczególne części z idealną precyzją. Ruchy cięć były tak doskonałe, że ostrza pozostawały perfekcyjnie czyste.
Kamienne twarze demonów pozostawały niewzruszone na widok walających się po pomieszczeniu skąpanych w czerwieni ludzkich głów, dłoni i stóp również wchłanianych przez czarny materiał, ale w nieco dłuższym czasie. Nie czerpały z tego przyjemności ani czegokolwiek innego, było to dla nich po prostu bez znaczenia.
Najsilniejsza ofiara
Przeszywający śmiech, którego młodzieniec doświadczył po raz drugi, spowodował odzyskanie przez niego świadomości. Gdy otworzył oczy, w polu widzenia miał kraty, którym tak często się przyglądał. Siedział w tym samym miejscu co zawsze. Rozejrzał się powolnie wokół siebie i już miał pewność, że znów jest w klatce.
Wygląd jego ciała uległ zmianie, miał teraz widoczne blizny na szyi, rękach i nogach w miejscach cięć podczas tortur, gdy je zauważył, wszystko sobie przypomniał.
- Witam z powrotem - powiedział Aaron, stojąc cały czas obok niego. – Tak myślałem, że ci się uda…
Hope nie słyszał słów kierowanych w jego stronę, ponieważ raz jeszcze zaatakował go piekielnie głośny śmiech, który wwiercał się w umysł.
- Nie wytrzymam dłużej… - stwierdził w myślach.
Wstał z podłogi i zacisnął pięści, nie odrywając przy tym wzroku z krat. W jego oczach widniała bezdenna nicość, a z ciała zaczęła wydobywać się aura zepsutej duszy.
- Teraz w końcu możemy porozmawiać o wszystkim, co wiem na temat tego miejsca… - kontynuował Aaron, nie przejmując się brakiem odpowiedzi.
Hope’a momentalnie pochłonął gniew i szaleństwo.
- Już dość…
Autor: Wrath
Przeniewierca - rozdział 12
– Oszukał mnie, że jest kotem – przerwał jej. – Miał uszy i ogon, to pomyślałem sobie, że jest jakiś zmutowany albo że spadł nie na cztery łapy tylko na twarz.
Hinata zaśmiała się. Nie spodziewała się takiego opisywania Uchihy.
– Oszukał?
– Sztuczny ogon i uszy, rozumiesz to, miau? Okazało się, że ścigał koty.
Nie potrafiła sobie wyobrazić mężczyzny w takim przebraniu. Zapewne wyglądałby uroczo.
– W sensie polował?
– Gorzej – odparł. – Itachi zbierał odciski łap. Od małego był znany w naszej Wiosce. Straszono nim każdego małego kotka. Łapy to dla nas świętość.
– Och, nie wiedziałam, że Itachi–kun był taki… takim urwisem.
Autor: Sharona
R O Z D Z I A Ł 2
Zacisnęła usta, dłońmi opierając się o brudną umywalkę. Oddychała głęboko, miarowo, ale to coś wciąż dławiło ją w gardle. To coś nie dało się poskromić oddechami ani celowymi próbami odwrócenia uwagi, choćby na chwilę, na parę bezcennych sekund. Cały dzień udawania radości, tyle godzin poskramiania tego czegoś, by nie wydostało się za zewnątrz wraz ze spazmatycznym łkaniem. Tyle lat obawiania się o każdy kolejny dzień, tyle godzin niepewności, czekając w zawieszeniu na atak, który mógł nadejść w każdej chwili lub nigdy. Brak spokojnego snu, najlżejszy szelest urastał do rangi bicia dzwonów, a serce podchodziło do gardła. Strach był obezwładniający i śmierdział, bardzo śmierdział. Nie do zniesienia. I to uczucie, że z największych ran nie sączy się krew, że ból zakorzeniony jest gdzie indziej — w mózgu, w umyśle...
Autor: Astrid Duroc
Pięć pocałunków [KibaSaku]
Pierwszy raz, kiedy Sakura pocałowała Kibę był całkowicie, absolutnie przypadkowy.
Autor: Uchihaseksualna
Nici losu [KakuSaku]
— Przyjaciel, mam przyjaciela — powiedziała sobie, a lekkie uczucie wkradło się do jej żołądka, zaczęła radośnie chichotać i skakać z powrotem po swojej łące, a uśmiech nie opuszczał jej twarzy przez wiele godzin później.
Autor: Eleine
31. Przesłuchanie
– Może zapytam inaczej. Dla kogo pracowali twoi rodzice?
Serce Josha zabiło szybciej. Nie. Nie, nie, nie.
– Eee... Mama była przedstawicielką handlową jakiejś dużej firmy, a tata prawnikiem – odparł po chwili wahania.
Najchętniej starłby ten przeklęty uśmiech z ust tamtego faceta, najlepiej kastetem.
– Joshua… – Facet pokręcił głową z politowaniem. – Ile ty masz właściwie lat, dwanaście? Trzynaście?
Cisza.
– W każdej chwili możesz wrócić do domu i dalej robić to, co robią dwunastolatki: grać w gry, jeść chipsy i tak dalej. Wystarczy, że będziesz mówić prawdę. Personalnie nic do ciebie nie mam. – Rozłożył ręce. – Tylko potrzebuję odpowiedzi. To wcale nie musi tyle trwać.
Autor: autumn
Rozdział 8
- Szefie! Jeden z głowy. Sama go zabiła.- Powiedział bez wstępów Roman do kogoś po drugiej stronie. Zadrżałam zrozumiawszy że mówi o mnie.
Usłyszałam własne łomoczące bicie serca.
"Z kim rozmawia?" - Zastanawiałam się Najpierw poczułam przerażenie, potem gniew. Czysty gniew. Furię. "Jak on mógł?!" Zadawałam sobie w głowie pytanie, na które natychmiast sama odpowiedziałam. "Przecież to Roman!" Przestało mnie to nagle dziwić. "Zdrajca! Sprzedawczyk!"- Przeklinałam niewiernego łowcę.
"Kogo nazywał szefem?! Naszego bossa, Dimitra?" - Setki pytań nie dawało mi spokoju.
Autor: Katarzyna LadyFree A
Rozdział 19
Musiała przyznać, że czas spędzony ze Ślizgonem był bardzo przyjemny. Oprócz tego, że prawił jej masę komplementów, był uroczy i inteligentny, więc mogli pogadać na różne tematy. Zupełnie coś odwrotnego do randki z Marcusem. Kiedy spacerowali alejkami, czuła na sobie wzrok wielu osób. Ktoś gwizdnął, więc się odwróciła. Okazało się, że był to James Potter, który czekał na kumpli przed Miodowym Królestwem.
– Nieźle Blondi – pochwalił, a ona pokazała mu środkowy palec.
Autor: Szara Dama
Rozdział II
Nawet nie zauważył, że się obudziła. Patrzyła na niego zaszklonymi oczami, a ten grymas na jej twarzy chyba miał oznaczać uśmiech. Z trudem go odwzajemnił.
– Dlaczego nie zawołałaś ojca albo mnie, matko? – wyszeptał.
– Lucjusz mówił, że to ważne zebranie. – Wyraźnie walczyła o zachowanie spokojnego wyrazu twarzy. Próbowała usiąść, ale nagle zadrżała i syknęła z bólu. – To nic…
– Nie powinnaś się przemęczać. – Wyciągnął z szuflady szafki nocnej wywar przygotowany przez uzdrowicieli. – Wypij to, proszę.
Autor: Sayuri Shirai i Kyōko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz